Kiedy odchodziłam od pierwszego pracodawcy, jakaś dobra dusza podpowiedziała mi, żebym poprosiła o referencje. Na szczęście potraktowałam to poważnie, i od tego czasu o opinię prosiłam w każdym miejscu, w którym pracowałam. Dzięki nim wydarzyło się w moim życiu zawodowym wiele dobrego.
Zawsze najlepiej mieć referencje w formie pisemnej, na papierze firmowym pracodawcy (kontrahenta, klienta, współwłaściciela… etc.). Dlaczego w formie pisemnej? Po pierwsze: w dobie RODO żaden przedsiębiorca nie może przetwarzać danych prywatnych osób bez ich zgody. Jeśli podajemy kontakt do właściciela jednoosobowej firmy to owszem, możemy, ale do pracownika tej firmy już nie.
Forma pisemna jest też wygodniejsza, zawsze mamy ją pod ręką, bez względu na to, gdzie przebywa osoba, która nam dała referencje i czy ma akurat dostęp do telefonu. Kolejnym argumentem jest to, że jest to forma “bezwysiłkowa” dla rekrutera, nie musi nigdzie dzwonić i wykonywać dodatkowej pracy. Ma czarno na białym, że ma przed sobą osobę godną zaufania. No i pamiętajmy o tym, że menedżerowie także zmieniają miejsca pracy i numery telefonów. Takie “żywe” referencje mogą się zdezaktualizować, papierowe – nie.
Jeszcze jeden aspekt jest godzien poruszenia. Zdania są tu podzielone, lecz uważam, że nie należy czekać na to, co napisze nam w referencjach szef… o ile napisze. Nie każdy ma lekkie pióro i może się zdarzyć, że szef będzie zwlekał z braku czasu, albo w ogóle sprawa się rozmyje. Warto ułatwić mu ten proces i podesłać naszą propozycję tekstu, oczywiście do modyfikacji wedle uznania.