Obserwacja bogactwa sposobów poznawania świata (przede wszystkim przez dzieci – „gąbki” chłonące wiedzę w błyskawicznym tempie) prowadzi nas do refleksji o sposobach przyswajania informacji. Dzieci zadają pytania … i niekiedy zawieszają głos, pragnąc więcej, innym znów razem ich tok myślenia chce podążyć w nieznaną zupełnie stronę, a nauczyciel wciąż mówi i mówi. Dziecko głodne krótkiej odpowiedzi na konkretne pytanie: „skąd w wulkanie bierze się lawa?”, niekoniecznie jest ciekawe opowieści o powstawaniu planet.
Brak głębi.
Obecne „ślizganie się po powierzchni”, nie wchodzenie w głąb, nieznajomość wszystkich dostępnych teorii – prowadzi, przekornie, do większej kreatywności, otwartości na nieznane. Stąd pomysły, by w zespołach projektowych prócz specjalistów z danej dziedziny, pracowali również eksperci z dziedzin bardzo odległych. Oni bowiem wnoszą do zespołu nową wartość, coś czego nie udałoby się osiągnąć w homogenicznym gronie. Czy powinniśmy się bać „wyważania otwartych drzwi” wskutek braków w wiedzy już osiągniętej przez ludzkość? W dobie coraz szybszego dostępu do informacji sprawdzenie, czy nowa idea nie została już gdzieś wymyślona, trwa krócej niemal każdego dnia.
Ogrom wiedzy z jakim trzeba się zapoznać w jednej dziedzinie, a często nawet w bardzo wyspecjalizowanej jej części, dezaktualizuje się już w chwili kiedy go sobie przyswajamy. Edukacja rozumiana tradycyjnie uczy stałości, jest bezpieczna i przewidywalna. Jednocześnie jej przekaz jest dalece nieprzystosowany do prędkości z jaką pędzi teraźniejszość. We wszystkich dziedzinach, w których mamy braki podłączona do nas elektroniczna pamięć (komputer, internet) jest w stanie nam je niwelować bądź je łagodzić. Być może już niedługo w tornistrze pierwszoklasisty zamiast kilogramów książek i ćwiczeń znajdzie się jedynie laptop z dostępem do internetu? Wprowadzany właśnie przez Ministerstwo Edukacji Narodowej pilotażowy projekt „Cyfrowa szkoła” pozwala mieć nadzieję, że tak.
W jaki sposób uczyć?
Genialnej odpowiedzi na to pytanie udzielił profesor Frans Meijers w swoim wykładzie w ramach Naukowego Seminarium Poradoznawczego z 12 kwietnia br.:
„Najgorsze w edukacji jest to, że dostajemy odpowiedź zanim zadamy pytanie (…) Konsekwencją wysuwania teorii ponad doświadczenia oraz nauki od łatwego do trudnego jest to, że nauczyciel 30% czasu na lekcji poświęca na uspakajanie uczniów, którzy nie widzą celu, nie potrafią się skoncentrować ani zadawać pytań”
Profesor metaforycznie porównał tradycyjne kształcenie do samochodu, w którym silnikiem są rodzice, nauczyciel siedzi za kierownicą a uczniowie/studenci przyjmują rolę pasażerów na tylnym siedzeniu nie orientujących się nawet w jakim kierunku jadą.
Jak zatem uczyć?
To pytanie pozostanie chyba wciąż otwarte.